sobota, 1 lutego 2014

Dzień 7. cz. 2 - "Sarajevo"

Co tu dużo mówić - po prostu kosmos. Wjazd do Sarajeva od strony, o ile dobrze pamiętam, wschodniej był czymś czego nie zapomnę do końca życia i niestety 3Mpx aparat robiąc zdjęcie pod słońce nie jest w stanie oddać tego co widziałem, także musicie zdać się na mój "barwny" opis.

Kierując się ku stolicy, droga wiodła przez góry, a im bliżej centrum tym skalne przepaście czy wzniesienia były coraz to bardziej oszałamiające. W pewnym momencie zacząłem wariować i rozglądałem się to na lewo, to na prawo, to w tył... dosłownie wszędzie. Wreszcie, gdy byliśmy parę kilometrów od celu w oddali z tej górskiej, niesamowitej drogi zobaczyłem jakieś domki, a gdy wskazałem na nie palcem i kierowca powiedział, że tam właśnie mieści się stolica to zaniemówiłem, a chwilę później poczułem jedno z moich ulubionych uczuć - gdy moje życie zaczyna przypominać film!


Spróbujcie wyobrazić sobie najpiękniejszy wschód słońca jaki kiedykolwiek widzieliście w życiu. To jest jedyne porównanie które nasuwa mi się, gdy za każdym razem wracam myślą do tego cudownego miejsca. Zza ścian skalnych, stopniowo, jak gwiazda naszego Układu podczas wschodu, wyłaniało się Sarajevo, którego całą okazałość można podziwiać z położonej wciąż nad nim drogi wjazdowej. Dzięki uprzejmości kierowcy, mogłem podziwiać ten widok trochę dłużej i przy zachodzie słońca oraz pięknej gry kolorów zrobić pamiątkowe zdjęcia!


Wreszcie gdy się rozstaliśmy postanowiłem głodny iść do restauracji, którą zaproponował kierowca i po burku w Serbii, tu spróbować kolejnego dania regionalnego jakim jest Ćevapcići, czyli grillowane pałeczki z mięsa mielonego, dodatkowo podane z bułką od kebaba i cebulą. Trzeba przyznać, że nie było to nic specjalnego, a nawet żałowałem, że wziąłem większą porcję. Pozytywem natomiast jest to, że poznałem tam dwie Bośniaczki, które wytłumaczyły mi, gdzie mogę iść spać żeby nie stała mi się krzywda. Więc jak widać opłacało się z rana umyć ;).


No i po obiedzie ruszyłem na podbój miasta! Wąskie uliczki zarówno dla pieszych jak i samochodów, korki i tłok to to co się widzi na pierwszy rzut oka. Część starego miasta to jeden wielki bazar, z meczetem, licznymi sklepikami oraz restauracjami i fontanną, z której można czerpać pitną wodę - jak zresztą wszędzie na Bałkanach. Szybko zrobiła się noc, jednak ludzi nie ubywało, a miasto wydawało się być bezpieczne. Starsi ludzie grali w szachy, młodzi tańczyli breakdance'a i za swoje występy zbierali pieniądze od widowni ;). Gdy doszedłem w zasadzie do końca interesujących rzeczy, po prawej miałem park, a pod nogami napis obwieszczający o XIV Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, które odbyły się w 1984 roku. Jeszcze wcześniej minąłem McDonnald's więc dla przyszłych odwiedzających obwieszczam, że jest tu cywilizacja i nie ma się czego bać!

 

Wreszcie po całym ciężkim dniu zapomniałem o wskazówkach dziewczyn i po prostu poszedłem do parku znaleźć odpowiednie miejsce do spania. Poczekałem aż się trochę uspokoi, ludzie znikną i rozłożyłem sobie namiot pod "lekkim" skosem, który był na tyle mały, że przez całą noc zawinięty w śpiwór musiałem non stop "czołgać" się do góry, bo co przysnąłem to budziłem się za chwilę leżąc w połowie na "wejściu". Nad samym ranem próbowały mnie też atakować jakieś psy, ale właściciele nie pozwolili  zrobić mi krzywdy.

 

tk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz