Jakąś godzinę później dotarłem do głównej drogi, gdzie do granicy z Chorwacją zostało z 40 kilometrów w linii prostej więc oczywistym celem na dzisiaj był Dubrownik. Pełen wiary, że się uda znalazłem miejsce gdzie chociaż połowicznie stałem w cieniu i czekałem... czekałem... a ten robił się coraz mniejszy, bo słońce szybowało z minuty na minutę coraz wyżej. Około 11 znalazłem drzewo, które idealnie mnie zakrywało i po raz kolejny odzyskawszy wiarę stałem wyprostowany, z kartką, kciukiem i uśmiechem na twarzy licząc na to, że coś mnie złapie... I jedyne co mnie złapało to wysoka temperatura - 44 stopnie w cieniu wystarczały, żeby sobie ugotować jajka i sprawiały, że czułem się jak dosłownie jak na pustyni, a mój organizm zaczął wysiadać. Począwszy od utraty sił, przez dekoncentrację do senności po kolejnej godzinie siedziałem pod drzewem już tylko udając, że coś łapię.
Jestem zwykłym studentem, który nie posiada żadnych super mocy. Gdy miałem 19 lat wyjechałem na Erasmusa i tak się stało, że zacząłem dużo zwiedzać, później kasa się skończyła a chęci pozostały i zaczął się autostop, dzięki któremu poznałem już wiele krajów w Europie, ale co najważniejsze także samego siebie.
sobota, 5 kwietnia 2014
Dzień 10. - "Bośnia taka nieprzyjazna"
W nocy ciągle szczekały jakieś psy, gdzieś tam z boku przechodzili ludzie, jakoś jednak bez problemów się obudziłem, na szczęście było jeszcze wcześnie i słońce nie grzało tak mocno co dawało nadzieję, że uda mi się złapać coś z "piekła" dopóki nie spalę się żywcem!
Subskrybuj:
Posty (Atom)