środa, 20 listopada 2013

Dzień 5 cz. 4 - "Gra niewarta świeczki..."

Wreszcie gdy obeszliśmy nieco Sagres, schowaliśmy się przed deszczem, którego w końcu nie było, dobiegliśmy na piękny zachód słońca - zeszliśmy na plażę umiejscowioną pomiędzy innymi klifami, gdzie zdecydowaliśmy się spać w miejscu, które w poprzedniej części widzieliście. Gdy zeszliśmy na dół obadać całą sytuację, czy to na pewno jest zamknięte / opuszczone zobaczyliśmy dwójkę ludzi siedzących na tarasie i pijących piwo. Była to para z Anglii, która śmiało poinformowała nas, że jest już po za sezonem, a oni sami siedzą tutaj od prawie 2h (była jakoś 19:30 może) i nie widzieli kompletnie nikogo przez ten czas!

Zostawiliśmy przy nich nasze rzeczy i poszliśmy się przejść wzdłuż brzegu. Tu dopiero słychać było ten prawdziwy głos oceanu, który wydawał z siebie ryk co wraz z otaczającymi nas kilkudziesięciometrowymi klifami sprawiało, że oboje czuliśmy się malutcy, słabi, a potęga natury była nam tak bliska jak nigdy dotąd. Fale morskie, których grzbiety pokazywały się już parędziesiąt metrów od brzegu rozbijały się na skałach, czy wystających oddalonych od brzegu "kamieniach". Sagres to niesamowite miejsce!

wtorek, 12 listopada 2013

Dzień 5 cz. 3 - Koniec świata

Więc po godzinie 16 staliśmy z powrotem na drodze. Kolejny marny dystans do pokonania tym razem wynosił może z 35 km więc jedyną opcją jaka nam pozostawała to dojechać jeszcze na tyle wcześnie, żeby zwiedzić co nieco i znaleźć dobrą kryjówkę na sen na wypadek powtórnego scenariusza z "dzisiejszej" nocy.


Po około 30 minutach czekania powiedziałem do Moniki, że powinniśmy iść trochę dalej, i stanąć na samej wylotówce z miasta w kierunku Sagres co zwiększy nasze szanse na podwózkę. Jako, że mówiąc to nie miałem zbytnio chęci ponownie zakładać ciężkiego plecaka i znowu iść te kilkaset metrów to za jej prośbą zostaliśmy jeszcze 5 minut, później jeszcze ostatnie 3 samochody i trzeba przyznać, że koleżanka miała nosa bo ostatni z tych 3 zatrzymał się, a kierowcą była kobieta (chwilę wcześniej rozmawialiśmy, że następne auto musi być kierowane przez kobietę, bo jeszcze żadna sama się nie zatrzymała po nas więc któraś musi uratować damski honor).

poniedziałek, 11 listopada 2013

Dzień 5 cz. 2 - Po prostu Lagos!

Gdy minęła 12 przestało padać i postanowiliśmy opuścić kryjówkę zostawiając wcześniej nasze rzeczy jeszcze na parę godzin, żeby nie musieć ich targać ze sobą zwiedzając przecudne plaże w Lagos. Wszystko zajęło około 3-4 godzin i o to co zobaczyliśmy...

Początkowo mniej więcej na tej plaży mieliśmy spać ;)
Deszczowe Lagos i łącznie pokonane 550 km!
Część tego "kanionu" z pewnością została zrobiona przez "dzisiejszą" ulewę

czwartek, 7 listopada 2013

dzień 5. cz. 1 - Nie ma tego złego...

"Jak tak to ma dalej wyglądać to ja wracam do Covilhi dzisiaj" - czy jakoś tak, powiedziała Monika podczas 7 już godziny potwornej ulewy, jaka spotkała nas śpiących pod restauracją. Oboje wiedzieliśmy, że prognoza na dzisiaj jest nieciekawa, ale nikt się nie spodziewał, że od, może 4 nad ranem do 12 będzie padało jak z cebra... i jedynie musimy dziękować losowi, że zesłał na nas tego szczura i karaluchy, dzięki czemu nie spaliśmy na plaży tylko wyżej, bo około godziny 9 pracownik rozłożył dach nad "esplanadą" i przynajmniej nasz doszczętnie przemoczony namiot z kałużą wewnątrz oraz prawie wszystkie ciuchy plus śpiworamy przestały nasiąkać dalej wodą.
Kałuża w namiocie? - To nic dla "engineer team'u" ;)

wtorek, 5 listopada 2013

Dzień 4. cz. 2 - "Karaluchy, szczury i my"

Więc z zakupami, naładowanymi telefonami oraz uśmiechem na twarzy szliśmy w kierunku plaży, którą wypatrzyliśmy wcześniej na mapie miasta. Jako, że w Lagos są dwie plaże przedzielone kanałem, a żeby z jednej strony dostać się na drugą trzeba łącznie pokonać może z 3 km. W związku z tym, że nie byliśmy w 100% pewni, która z nich to "ta fajna, turystyczna z klifami" postanowiliśmy się dopytać przechodniów. I tak stały trzy starsze panie, których spytaliśmy się o wskazówki i pomimo tego, że mówiliśmy - "TA PLAŻA DLA TURYSTÓW, GDZIE SĄ KLIFY" oraz gestykulowaliśmy, to oprócz błędnych koordynat dowiedzieliśmy się, że na plaży nie można spać, a co więcej co noc sprawdza to policja.

Jeszcze trochę Lagos nocą.

poniedziałek, 4 listopada 2013

Dzień 4. cz. 1 - "Od Albufeiry po Lagos"

No i po raz kolejny się udało! Szczęście? Na pewno! Ale też nieustępliwość oraz wielkie chęci pozwoliły nam dojechać do Algarve - południa Portugalii. Monice po raz kolejny podskoczyło pozytywne ciśnienie i podobnie jak w Lizbonie chodziła uradowana, może nie wiedząc, albo nie dowierzając w to co się dzieje od kilku dni. Jakie to wszystko przyjemne, łatwe, darmowe i ile dostarcza radości! Po niedługim spacerze po centrum doszliśmy na plażę, poszliśmy w to samo miejsce gdzie spałem na początku kwietnia wracając z objazdowej wycieczki po Hiszpanii, jednak zauważywszy na klifie jakieś czarne stworzenia może wielkością dorównujące mojemu małemu palcu postanowiliśmy znaleźć nowe i odsunąć się trochę od skał. Jakiejś długiej celebracji nie było, poszliśmy szybko spać i była to pierwsza noc, gdzie nie musieliśmy się martwić o "walkę" z oceanem, od karaluchów uciekliśmy więc nic tylko odpoczywać!

PORTUGALIA...

piątek, 1 listopada 2013

Dzień 3. cz. 2 - "Never give up engineer team!"

Pierwsze słowa padły z ust pracownika oczywiście po Portugalsku, my na to, że nie rozumiemy i wtedy pan wyrzucił ręce w powietrze w geście, który przynajmniej ja zrozumiałem jako "no pięknie, środek autostrady, obcokrajowcy i co teraz z nimi tu zrobić?". Wreszcie jednak podjęliśmy próbę komunikacji nie po angielsku i okazało się, że nie idzie wcale najgorzej, a w zasadzie zaczęło robić się nawet śmiesznie. Kierowca wytłumaczył nam, że nie możemy tu autostopować i też zapytał kto nas tutaj zostawił. Później stwierdził, że spróbuje nam pomóc i podwiezie kawałek, ale nie może zabrać dwóch osób bo ma jedno miejsce i w przypadku jakiegokolwiek wypadku będzie miał słono przekichane w związku z czym zadzwonił do swojego szefostwa, przedstawił zaistniałą sytuację i powiedział, że musimy czekać na drugi samochód/policję (nie pamiętam dokładnie na kogo). I tak czekamy, czekamy, zaczęliśmy go częstować ciastkami, rozmawiać, dowiedzieliśmy się, że niedawno jakaś para z Izraela też stopowała w niedozwolonym miejscu i musiał się nimi "zaopiekować". Wreszcie temat zszedł na języki i tłumaczyłem mu, że w Polskim nie ma różnicy w wymowie "h" i ch", jaki przykład podałem to możecie się domyślić, ale oczywiście zanim to krótkie słowo wypowiedział wyjaśniłem co ono oznacza (chodziło oczywiście o "hak", który napisany "chak" czyta się tak samo, kwestia gramatyki dlaczego tak a nie inaczej ;>).