Od mojego przyjazdu do wyjazdu to co się działo można pominąć, bo moja egzystencja ograniczała się do odpoczynku, wychodzenia do sklepu i pisania listu motywacyjnego, który musiałem złożyć wraz z pozostałymi dokumentami w celu aplikacji o praktykę w Azji.
Po blisko tygodniu nic nie robienia, wreszcie zdecydowałem się wyjechać. Dużo do pokonania nie było, bo zaledwie 220 do Gent, po drodze miałem w planie zobaczyć Antwerpię i na ~16 dojechać do celu, ponieważ mój Couchsurfer zaproponował, żebym dołączył do grupy Włochów i razem z nimi zwiedził miasto.
Z wyjazdem z Amsterdamu miałem sporo szczęścia, ponieważ noc wcześniej przyjechali do "nas" znajomi Olgi (dziewczyna, która mieszkała w Kuby mieszkaniu, ale dzień wcześniej się wyprowadziła) i zaproponowali, że mogą podrzucić mnie do Delft, małe studenckie miasteczko z całkiem ładną starówką - dla fanów Holandii na pewno miejsce godne zobaczenia. Więc, już o 7 rano po 2 godzinach spania byłem w drodze i na szczęście uniknąłem paru kilometrowego spaceru na "dobre" miejsce wyjazdowe ze stolicy, a po niecałej godzinie byliśmy na miejscu i oto co ukazało się moim oczom:
Później około południa ruszyłem dalej, ale o tym w następnym poście, bo nie ma czasu na więcej!
tk
Jestem zwykłym studentem, który nie posiada żadnych super mocy. Gdy miałem 19 lat wyjechałem na Erasmusa i tak się stało, że zacząłem dużo zwiedzać, później kasa się skończyła a chęci pozostały i zaczął się autostop, dzięki któremu poznałem już wiele krajów w Europie, ale co najważniejsze także samego siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz