sobota, 26 października 2013

Dzień 2. cz. 1 - "będziemy spać na plaży!"

Po pobudce następnego dnia, prysznicu, śniadaniu, ogarnięciu się oraz znalezieniu na mapie dobrego punktu do rozpoczęcia stopa przyszło nam opuścić mieszanie kolegi i udać się w kierunku wspomnianego. Postanowiliśmy, że skoro jesteśmy już w Lizbonie to nie będziemy udawać się do Peniche i Sintry, tylko prosto na południe. Szczęście chciało, że po drodze była prawie cała Lizbona, a przynajmniej jej najważniejsze i najbardziej charakterystyczne elementy i tak ponownie przeszliśmy przez centrum miasta, które oglądaliśmy dzień wcześniej nocą i później ruszyliśmy w kierunku mostu "25go kwietnia". Okazało się, że w mieście był jakiś strajk i od godziny 15 wokół długiej czerwonej konstrukcji latały helikoptery, a autobusy poruszały się w żółwim tempie. Mała rzecz, a dodaje uroku i cieszy - szczególnie Monikę, która pasjonuje się lotnictwem więc i helikoptery to jak najbardziej jej zainteresowania.

Praca do Comercio
Miliony zdjęć
Feel like in San Francisco! Most 25go kwietnia



Kontynuując spacer dotarliśmy do pomnika odkrywców oraz Torre de Belem - wieża jest symbolem wielkich odkryć geograficznych Portugalczyków i powstała w XVI wieku - jednak zanim się do niej zbliżyliśmy na tyle ile chcieliśmy musieliśmy przeczekać deszcz oraz 100 razy odpowiedzieć uprzejmym panom, że nie zrobimy z nimi naszego interesu życia, ponieważ potrzebujemy kupić od nich parasolki ani folii przeciwdeszczowej. W końcu po niecałej godzinie udało nam się opuścić park i kontynuować chód. Ostatnim punktem w Lizbonie  był Klasztor Hierionimitów, z którego Monika chciała ukraść jedną z kopuł...

Pomnik odkrywców
Dla niewiedzących. Ja wskazuję gdzie jest Lizbona, Monika pokazuje Covilhę z akceptowalną inżynierską niedokładnością ;)
Wyjazd kosztował mniej więcej tyle :D
Torre de Belem
Monika chce ukraść !!
Yeah! Ta radość z bycia w Lizbonie !!
Po wbrew pozorom długim spacerze przyszedł czas na "ucieczkę" z Lizbony, była godzina może 16, ale długa droga przed nami z przystankiem w "Pasteis de Belem", gdzie można zjeść ciepły i swoją drogą przepyszny pastel de nata - tutejsze ciastko, które można dostać w każdej kawiarni (to wygląda jak foremka z ciasta francuskiego z budyniem w środku, nie wiem jak to lepiej wytłumaczyć, ale zobaczycie później na zdjęciu). W końcu zaczęliśmy stopa około 18, dość późno, ale z naszym szczęściem wierzyliśmy, ze dotrzemy do celu, a celem było południe - czyli 200 km - lub opcjonalnie samo spanie na plaży więc Setubal było dla nas także bardzo dobrą alternatywą.

To małe ciasteczko to właśnie Pastel de nata
Łapiemy stopa za mostem, z widokiem na pomnik Chrystusa Króla!
Pierwszy kierowca zatrzymał się po około 15 minutach i szczęśliwie zabrał nas po za granicę Lizbony (przejechaliśmy tym pięknym czerwonym mostem za rzekę, gdzie stoi olbrzymi pomnik Chrystusa Króla, podobny do tego, który jest w Rio de Janeiro w Brazylii. Będąc na idealnej drodze na południe nie pozostało nam nic innego jak tylko czekać na naszą podwózkę w dół kraju. Czekaliśmy, czekaliśmy i w końcu się doczekaliśmy "ochrony autostrady" i musieliśmy zacząć szukać nowego miejsca... Błądząc jakimiś bocznymi uliczkami natknęliśmy się na Pana, który pokazał nam drogę na dobre miejsce do autostopowania. Przy okazji opowiedział, że był w Polsce i nawet odwiedził Gdańsk! Wreszcie wylądowaliśmy na stacji benzynowej, gdzie myślałem, że już utkniemy, ale jak dnia wcześniejszego Monika ciągle upierała się w tym, że "zobaczysz dojedziemy dzisiaj daleko" tak i "dzisiaj" ciągle powtarzała "żadnych stacji benzynowych, będziemy spać na plaży!" i 2 auto zgarnęło nas do Setubal, gdzie dotarliśmy w nocy...
Pan pomaga nam dojść do naszego punktu autostopowania 

tonykososki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz