niedziela, 13 października 2013

Holandia

Nie samym Amsterdamem żyje turysta, czy Holender choć jak wiadomo jest to największe i wydaje się być najładniejszym miastem w tym malutkim kraju, bo oferuje niemal wszystko od wspomnianej wcześniej pięknej zabudowy z niekończącymi się kanałami po prostytutki i legalne narkotyki włącznie.

Ostatniego dnia pobytu moich znajomych na "plenerze artystycznym" musiałem wraz z nimi z rana opuścić domek najlepiej tak żeby nauczyciele mnie nie zauważyli oraz właściciel, który dzień czy dwa wcześniej kłócił się ze mną najpierw o to, że nie da mi worków na śmieci bo "my" w nie pakujemy obrazy (w Holandii worki na śmieci robią z domieszką złota, i to dlatego taka reakcja na moją drugą prośbę), a sekundę później spytał z jakiego domku jestem i usłyszawszy "Floryda 52" nakrzyczał na mnie i powiedział, że on musi z nami porozmawiać bo robimy hałas, już miałem mu odpowiedzieć, że "od zmierzchu do świtu robimy dym, demonologia..." ale kazał mi się czym prędzej wynosić bo już "nie chce mnie więcej widzieć".

Oczywiście moja ewakuacja poszła bez problemu, nikt nie kazał mi płacić za ponad tygodniowy pobyt przez co wydałem w tydzień może 10-20 euro. W końcu po opuszczeniu campingu musiałem dojechać do Maastricht, skąd miałem dnia kolejnego o 22 wylot do Portugalii, ponieważ tutaj studiuję, a nocleg załatwiłem sobie na Couchsurfing'u u jednego Polaka, który akurat na południu Holandii mieszkał.


Do pokonania autostopem było około 200 kilometrów, czyli jak na cały dzień niewiele, a dodatkowo niedaleko miejsca gdzie mieszkaliśmy znalazłem dobry punkt do oczekiwania na swojego szofera. I tak najpierw podjechałem ok 40 km na stację benzynową, później stamtąd zgarnął mnie Pan jadący do Nijmegen, który kierował się z Amsterdamu żeby zobaczyć mecz swojej ulubionej drużyny (NEC Nijmegen), która grała derbowe spotkanie z Vitesse Arnhem. Jak dowiedziałem się, że jest okazja "poczucia" klimatu Eredivisie to od razu ciśnienie mi podskoczyło, jednak kierowca nie mógł mnie zabrać na mecz, ponieważ zgarniał kolegów gdzieś w centrum i ostatecznie tam mnie zostawił. W związku z tym, że miasto nie jest duże, a ja pokonałem już jakieś pół drogi do celu i było przed 12 postanowiłem przejść się chwilę i jechać dalej. Pod względem ludzi na ulicy prezentowało się gorzej niż Gdańsk po północy i przypominało opustoszałe. Dopiero jak godzinę później kończyłem spacer zaczęli się pojawiać jacyś przechodnie.

Pustki, pustki wszędzie!



W końcu około 17 dotarłem do Maastricht, ale jeszcze 20 km przed nim podjechał do mnie żółty samochód i myślę - "o ho! zaraz będzie... :D". Wysiadł Pan z samochodu i mówi:

-"English, Deutch, German?"
+ Polish
-"Do you speak English?"
+ Sure
- "Do you know that you are on the highway?"
+ "I thought that it is only entrance way and highway is that one (droga obok). Anyway i was dropped here by last driver..."
- "You cannot autostop here. It is very dangerous."
+ "Well, it doesnt seems so..."
- "The penalty for this is 340e, do you want to pay penalty?"
+ "Well in this case it seems extremely dangerous"

Does it seem dangerous somehow ?!

Cała rozmowa była wbrew pozorom przyjemna i pracownik zamiast wzywania policji i mandatu zaproponował, że podwiezie mnie do najbliższego wyjazdu z drogi i dalej muszę martwić się sam jak tu kogoś złapać. A droga była słaba, raz na 5 minut jechało auto i myślę sobie - lipa... W końcu po 20 minutach jechałem prosto do celu mijając po drodze lotnisko.

Maastricht wydaje się być miastem godnym polecenia. W związku z tym, że miałem tylko parę godzin i ciężki plecak oraz "na głowie" rozwiązanie sprawy z moim noclegiem było to niezbyt wiele, jednak wygląda na to, że stare miasto całe zobaczyłem i będąc szczerym - jeżeli chcesz zobaczyć jakieś inne miasto, żeby sprawdzić jak tam wygląda życie to jak najbardziej polecam. Wygląda na to, że rowery są wszędzie... nie tylko w Amsterdamie, a chociażby Coffeeshopów już brak (po za jednym)!




W końcu około 22 dotarłem do swojego couchsurfera, a że oboje byliśmy zmęczeni to chwilę pogadaliśmy i poszliśmy spać. Na drugi dzień około 14 wyszedłem na drogę i przed 16 byłem na lotnisku oczekując na swój lot do Porto!
Największe marnotrawstwo... zabrali mi wódkę, po czym zaoferowałem temu który ją skonfiskował, żeby sobie wziął i wypił skoro już ja nie mogę jej przewieźć, a ten powiedział, że nie może i wywalił do kosza! Żegnaj :(

No i nic ująć nic dodać, Porto. Wszyscy kochają Porto!

Jeszcze trochę Heinekeningu, a do odlotu pozostało jakieś 5h.

Na zakończenie dla tych którzy nie widzieli wstęp do całego filmu z Amsterdamu - nazwijmy to "jak Twoi znajomi są gotowi na Twoje przybycie"



tonykososki

2 komentarze:

  1. Tony relacja z Nijmegen jest całkowicie nieprawdopodobna, spędziłam w tamtym roku tu sporą częśc wakacji i miasto tętni życiem. Radboud University to często wybierany cel przez studentów Erasmusa, oprócz tego to jeden z bardziej znanych w Holandii Uniwersytetów. W centrum miasta zwykle jest pełno ludzi, otwarte puby, kawiarnie, kluby i coffeshopy przyciągają setki przechodniów. Trafiłeś na jakiś dziwny dzień, albo w dziwne zakątki Nijmegen.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałem, byłem w niedzielę przed godziną dwunastą, a o 12 30 był mecz. Myślę, że to wszystko dlatego. Idąc centrum sporadycznie mijałem ludzi, a wszystko w około było zamknięte, po za MCDonald's, chyba jednym Burger Kingiem i jakąś restauracją, którą widać na zdjęciu...

    OdpowiedzUsuń