niedziela, 22 grudnia 2013

Dzień 5. - "Serbia i rodzina lekkich obyczajów"

Z Zagrzebia do Belgradu prowadzi 400 km autostrada więc nie ma większego problemu, żeby się tam dostać. Uradowany, że dziadek zrobił mi naprawdę sporą przysługę, bo gdyby nie on to od autobusu jeszcze musiałbym iść parę kilometrów piechotą, postanowiłem od razu zagadywać do tirowców czy być może jadą w moim kierunku i wyszło, że ktoś może mi pomóc, ale oczywiście nie dzisiaj tylko jutro rano, no bo za godzinę wszyscy szli spać.

Zgodnie z obietnicą nazajutrz siedziałem w ciężarówce i jechaliśmy prosto do celu, którym była choćby granica. W drodze zastanawiałem się czy warto mi odbijać do Suboticy, ale w praniu wyszło, że w połowie drogi kierowca nie jechał już w moim kierunku więc musiałem zmienić auto i ostatecznie droga którą przekraczałem granicę była bardziej na północ. Należy dodać, że miesiąc wcześniej Chorwacja stała się członkiem UE więc i kontrole graniczne wzmożone, ale miałem szczęście, bo bardziej na auta które do Unii wjeżdżają niż te które ją opuszczają. W tym przypadku na pierwszej (Chorwackiej) granicy czekaliśmy może 10 minut, a pomimo przynależności do wspólnoty pewne nawyki straży granicznej te same wszędzie i od lat. Wsadzone w paszport 200 kun rozwiązało sprawę jakiejkolwiek kontroli i nawet gdyby w tym aucie była tona narkotyków nikt by się nie przyczepił - po przeliczeniu na nasze jest to około 110 złotych.


No i wreszcie przyszła pora na granicę Serbską. Podekscytowany, że wreszcie pierwszy raz będę w mniej cywilizowanym kraju Europy, spoza Unii, nie wiedziałem czego się spodziewać - a na początek przyszedł korek. Niby tylko 6 ciężarówek, no ale kierowca już mnie poinformował, że zejdzie przynajmniej z 2h zanim on się przedostanie, ale pomógł mi i zagadał do paru swoich kolegów po fachu i już drugi jechał tam gdzie chciałem, no a że zostałem polecony nie robił większych problemów, żeby mi pomóc więc pozostało tylko przekroczyć granicę i czekać na swoje auto!

Że Serbów znam jedynie z meczów siatkarskich z Polską reprezentacją to pamiętam jedynie trudne warunki gry oraz ciągłe spięcia pod siatką. Z tego wywnioskowałem, że przejście granicy może nie być takie łatwe, a ludzie pewnie nie będą tacy mili. Na szczęście jak powszechnie wiadomo telewizja kłamie, a funkcjonariusze byli tak uprzejmi, że aż nie byłem na to przygotowany - wbili mi nawet drugą w moim życiu pieczątkę do paszportu gdy poprosiłem. Chwilę później wszystkie formalności dopiął mój nowy "szofer" i bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu jechaliśmy sobie razem aż do wcześniej wspomnianego miasta położonego na północy, prawie na samej granicy z Węgrami.

Wreszcie gdy tam dojechałem, wymieniłem troszkę pieniążków i poszedłem spróbować jednej z potraw, które przed wyjazdem spisałem jako te, które na Bałkanach posmakować trzeba! Na pierwszy ogień padł tzw Burek. Ciasto z mięsem w środku kosztowało jakoś 110 serbskich dinarów co dawało około jednego euro. Trzeba przyznać, że internet nie kłamał, było bardzo syte i przez parę kolejnych godzin nie musiałem nic jeść. Pozostałe dania z listy postanowiłem próbować w kolejnych krajach, no bo wszędzie będę głodny, a i różnorodnej kuchni trzeba spróbować!

Subotica jako miasto nie zachwyciła niczym. Małe, co nie znaczy brzydkie, ale nie przyciągało specjalnie uwagi, bo nawet nie narobiłem wielu zdjęć. McDonald's dawał mi poczucie, że ten kraj nie jest położony na końcu świata i sprawiał że czułem się nieco spokojniejszy. Wreszcie, gdy obszedłem wszystkie ważniejsze miejsca udałem się łapać coś w kierunku miasta Novi Sad i tak stałem i stałem z tą kartką, aż tu ludzie zaczęli mi  mówić, że to nie tędy droga, jednak ja stałem twardo. W końcu podszedł do mnie jeden konkretny gość i wytłumaczył co jest nie tak, zaprowadził mnie na odpowiednie miejsce skąd jeszcze tamtego dnia kolejną ciężarówką udałem się 100 km na południe autostradą, która nie do końca ową przypominała (są miejsca na świecie, gdzie są gorsze drogi niż u nas!). Zanim jednak do auta wsiadłem moją uwagę przyciągnęła stara kobieta, która jechała na rowerze niewyobrażalnie obładowanym wypełnionymi workami na śmieci... Rosja pomyślałem, bo choć nigdy tam nie byłem to chyba dużo im nie brakuje bo powszechnie używa się tu cyrylicy.
Zdjęcie robione prawie pod słońce i na starym telefonie nie było do końca widać jak wyszło. To jest centralny plac Suboticy, po lewej stronie widać duży kościół, a na przeciwko białego monumentu był McDonald's.

Zanim w głowie stwierdziłem, że to zjawisko godne jest uwiecznienia i zanim moja kamera zareagowała, żeby zrobić zdjęcie to babcia trochę odjechała i wyszło jak wyszło, ale w sumie widać. Tak jak z tyłu tak i z przodu obładowana była niemiłosiernie.
Kolejny tirowiec, który zaprzecza opinii standardowego gwałciciela i brudasa, specjalnie dla mnie zjechał z autostrady i podwiózł mnie bliżej centrum, żebym nie musiał tyle iść. Gdy wysiadłem szybko zlokalizowałem stację benzynową, a że była noc to wszedłem do środka i zapytałem czy mógłbym się na terenie rozłożyć. Wszystkim, którzy wybierają się w taką podróż polecam wcześniejszą rozmowę, chociażby dlatego, żeby pracownicy wiedzieli kim jesteś i nie wzywali policji do usunięcia "jakiegoś bezdomnego z naszego trawnika". Jakie korzyści niesie to ze sobą dowiedziałem się parę chwil później, gdy pracownik dwuznacznie pokiwał głową, a zanim całkowicie powiedział 'nie' poprosiłem go jeszcze z 3 razy i wreszcie jak dałem mu dojść do głosu to wyjaśnił, że nie jest to najlepszy pomysł ze względu, że ulica na której się znajdujemy "okupywana" jest przez rodzinny nocny "biznes". Prawdopodobnie panie te nie potrafią pisać ani czytać oraz nie rozumieją żadnych języków - a już na pewno słów jak: nie, nie chcę, nie jestem zainteresowany więc nie będą rozumieć. Choć co ciekawe z: tak, tak chętnie, tak chcę czy tak jestem zainteresowany pewnie nie miały by już takich problemów. Być może spowodowane to jest tym, że są tak dobre że nikt im nie odmawia i powinienem żałować? Jednak wątpliwa przyjemność z 60cio latkom ostatecznie na starcie nie weszła w grę ;). 

Ostatecznie pracownik wyjaśnił sprawę. Porozmawiał, powiedział, że nie jestem niczym zainteresowany więc całą noc spałem wygodnie na trawniku, za stacją bez żadnych "zakłóceń".

tk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz